sobota, 29 października 2011

Kisiel

   Bardzo łatwo jest zrobić kisiel z papierka (znam takich, którzy nie umieją...), ale nie każdy wie, że równie łatwo jest go zrobić samemu. Tak, nie zawsze firma oferująca produkty "w 5 minut" czy "instant" ma nam do zaoferowania taki smak, który nam najbardziej odpowiada. Tak naprawdę gdybyśmy posiadali koncentraty smakowe i odpowiednie barwniki, moglibyśmy otworzyć własną wytwórnię kisieli.
   Jak to wygląda w rzeczywistości? Zaczynamy od smaku, który nam odpowiada. Kisiele są zawsze o smaku owocowym. Cytrynowy, malinowy, wiśniowy i inne albo ich kompilacja. Znając sposób możemy zrobić kisiel o smaku coca-coli, herbaty albo piwa (takich opcji jednak nie polecam). Ustalmy jedno - nie może tam być nic organicznego, bo wyjdzie szajs na sto procent. Odpadają wszelkie smaki mięsa, sera, warzyw nie ma mowy o kisielu z rosołu i broń Boże nie używamy mleka, śmietany, waniliny itp. Ostatnio definicje warzyw i owoców uległy drobnym zmianom, ale odsyłam do lektury ustawy o rolnictwie dostosowanej do wymogów Unii Europejskiej. Wtrącając myślę, że kisiel z marchwi może być w porządku, ale szczerze próbowanie owego pomysłu jest dopiero w zakresie moich zamierzeń - kto nie lubi soku marchwiowego? Sok z arbuza w smaku jest podobny do ogórka, więc możemy sobie pozwolić na fantazjowanie z mieszaniem smaków...
   Ok. Jest pożądany przez nas smak. Teraz musimy się zapoznać ze sposobem. Zakładam, że będzie to kisiel na 3 porcje. Zatem proponuję przygotować:
- 1l wody
- odpowiedni smak (wyciskając np. sok z owoców, użycie herbaty owocowej, koncentratu owocowego do zdziałania soku, sztucznego aromatu np. różanego, choć jest trudno dostępny itp.)
- 6ciu czubatych łyżek stołowych cukru
- 5ciu pełnych łyżek stołowych mąki ziemniaczanej (czasem podpisywanych "skrobia ziemniaczana")
   W wodzie w garnku rozpuścić cukier. Sprawdzamy, czy nasza woda jest dostatecznie słodka (ja sprawdzam zanim się ugrzeje, ostatnio mówili w wiadomościach, że Łódź należy do trzech dużych polskich miast z najbardziej czystą wodą kranową, jeżeli u Ciebie jest szajsówa w kranie, poczekaj, aż się ugrzeje). Pamiętaj, że woda musi być o wiele słodsza niż kisiel, który chcesz zrobić... Jeżeli używasz koncentratu z butelki do robienia soku np. malinowego - koniecznie zredukuj ilość cukru!!! - on i tak ma już jego wystarczającą ilość. Musisz wyczuć coś w rodzaju - kisiel ma być słodki, ale to jest o połowę za słodkie (jeżeli używasz naturalnych soków, jeśli zaś używasz koncentratu ma być o 25% słodsza) Rozwinę to by lepiej Ci to uzmysłowić, gdyż wiem, że w tym miejscu niepotrzebnie wprowadziłem zamieszanie:
a)  własnoręcznie wyciskane soki (z jabłek, cytryn, pomarańczy czy czegokolwiek innego: wyciskasz tyle, ile potrzebujesz, a resztę dolewasz wody do tego równego litra, ale żeby zachowało pożądany smak, więc eksperymentujesz - wiadomo, że z jednej cytryny nie zrobisz dwudziestu porcji kisielu, następnie dosypujesz cukru, żeby smakowało na konkretnie przesłodzone)
b) koncentraty (sok malinowy, wiśniowy itp. dolewasz do litra wody i sprawdzasz, czy jest wystarczająco esencjonalne, wyrazistość smaku i słodkość muszą się równoważyć, jeśli zbyt słodkie dolej wody, jeśli zbyt gorzkie dorzuć cukru - tutaj ważniejszy jest smak niż słodkość - popróbuj, aż wyczujesz. Proponuję zacząć od kisielu o smaku malinowym, ponieważ jest najprostszy, a dzięki niemu łatwo wyczuć o co chodzi - wywar powinien być wyraźnie, ale nie ekstremalnie "mocniejszy" od soku, który sporządza się do wypicia)
c) kompilacje (tu jest akurat wolna amerykanka, więc dbamy, by smak był wyraźny i by było mocno czuć słodkość)
   Wymienione wyżej trzy punkty oczywiście podlegają dyskusji, ale o gustach się nie dyskutuje. Zasada jest taka - ma być wyraźnie czuć wybrany przez nas smak i żeby było słodziej niż chcemy czuć podczas jedzenia kisielu.
   Z naszego wywaru nim zacznie osiągać ciepło odlewamy 1/4 do jakiegoś wysokiego naczynia (kubka). Resztę gotować. Czekamy, aż zawrze reszta wywaru, a do odlanej części dodajemy mąkę ziemniaczaną. Trzeba to wymieszać bardzo dokładnie. Ziemniaczanka bardzo dobrze łączy się z wodą, więc nie ma ryzyka powstawania grudek itp. Ale należy pamiętać, że bardzo szybko tworzy się zawiesina, więc co jakiś czas trzeba ją wymieszać w tym kubku, a szczególnie przed wlaniem do wrącego wywaru.
   Gdy zawrze już woda w garneczku wlewamy szybko, ale nie gwałtownie miksturę z kubka nieustannie mieszając całość. Po kilkunastu sekundach przerywamy mieszanie. Czekamy, aż zgęstnieje. I znowu po kilku sekundach mieszamy ponownie. Przerywamy. Teraz powinny zacząć powstawać "bąbelki". Ja osobiście czekam na około 20 bąbelków i zdejmuję z ognia.
   Pamiętaj, by przed wlaniem do salaterek opłukać je w zimniej wodzie, dzięki temu kisiel nie będzie się tak przyklejał do ścianek. Kisiel można podawać gorący, jak również ostygły. Nie ma obaw, żeby był zimny, ponieważ nie tworzy się kożuch na kisielu, jednak polecam ciepły, gdyż wydziela woń.
   Ten przepis może się wydawać skomplikowany przez wiele informacji technicznych, jednak w rzeczywistości ukazuje prostotę wykonania kisielu, więc w skrócie - wybrać smak, osłodzić, odlać 1/4, zagotować wywar, odlaną ćwierć wymieszać ze skrobią, a potem dolać do wrzącego wywaru, poczekać aż zgęstnieje.
   To wszystko co trzeba wiedzieć na ten temat. Można zrezygnować z kisieli z papierka. Choć dawno już wyrosłem z takich rzeczy, postanowiłem umieścić ten sposób, by każdy odkrył łatwą metodę na nie.

środa, 26 października 2011

Jak gotować jajka

   Pamiętam, jak kiedyś nie wiedziałem jak ugotować jajka na twardo, a jak na miękko. Nie będę mówił, jakie to było zniechęcające, bo to nie jest reklama telezakupów... Jednak wiem, jak to jest, kiedy myślisz, że już jest na twardo, chcesz pokroić, a tu się wszystko żółtko rozlewa. Albo kiedy jesz łyżeczką takie ugotowane na maksa.
   Po zbadaniu różnych sposobów z rozmaitych źródeł opracowałem własne metody, którymi zamierzam się podzielić.
   Pierwsza rzecz - mycie jaj w temperaturze wody ok 40oC przed gotowaniem pozwala na osiągnięcie przez nie temperatury wyjściowej zbliżonej do temperatury pokojowej, a przez to nasze wyliczenia co do czasu gotowania okażą się trafniejsze. Mycie ma również inne zalety np. robiąc kogel mogel pozwala na usunięcie różnych bakterii między innymi salmonelli. W przypadku gotowania ma ono na celu głównie wyrównanie temperatury (bo zarazki i tak zginą podczas gotowania), żeby oszacować czas gotowania, a ponadto po myciu w ciepłej wodzie zmniejsza się ryzyko pęknięcia skorupki.
   Zasadniczo na twardo jajka wrzucamy do zimnej wody, czekamy, aż zawrze i gotujemy je ok 7 min i zostawiamy na kilka minut w wodzie po czym studzimy.
   Jajka na miękko zaś wrzucamy do wody wrzącej, najlepiej delikatnie wkładając je łyżką. Czekamy 3 minuty i 15 sekund i pospiesznie studzimy. Jeżeli jaja są duże możemy je tak gotować 3 minuty i 30-45 sekund. Jednak jeśli tych jaj jest więcej, to z wiadomych przyczyn można je wrzucać bezpośrednio do wody (ale ostrożnie), ponieważ gdy wrzucimy np. 10 jaj to zanim włożymy ostatnie, to pierwsze będzie się już gotowało około minuty, a chyba nie będziemy się bawić w podpisywanie jajek, żeby je wyciągać po kolei... Przecież to nie pływanie synchroniczne.
   Istotną rzeczą podczas gotowania jajek jest osolenie wody. Sól wytrąci nieco wapnia ze skorupki przez co skórka między skorupką a białkiem będzie ładnie schodziła. Dodatkowo Sól zwiększa wyporność wody, a wtedy jajka opadają wolniej, dzięki czemu jest mniej prawdopodobne, że popękają.
   Po czym poznać ugotowane jajko? No, oczywiście bez obierania. jeśli zakręcimy jajkiem na stole, a ono się zatrzyma po paru sekundach, to znaczy, że jest surowe. A jeśli jajko kręci się kilkanaście sekund w dobrym tempie, oznacza to, iż jest ugotowane. W surowym jajku żółtko szuka miejsca na zrównoważenie masy ze wszystkich stron, a w ugotowanym nie ma ono możliwości przemieszczania się i siła odśrodkowa może spokojnie działać.
   Po czym poznać, że jajko jest świeże? Im dłużej leży ono po wykluciu, tym komora powietrzna staje się większa. Ukazuje to ilustracja obok. Wystarczy ugotować jajko i je obrać. Stare będzie po prostu "mniejsze", a ponadto starsze jaja wydzielają bardziej intensywną woń.
   Mam nadzieję, że dzisiejsza lekcja rozwieje pewne wątpliwości oraz nieścisłości przy gotowaniu jaj i uczyni nasze wojowanie z garnkami przyjemniejszym.

Rafaelki

   Rafaelki to dosyć łatwe do zrobienia ciastka, choć mogą się wydać skomplikowane i potrzeba ok. godziny na ich sporządzenie, jednak nie zniechęcamy się tym i przechodzimy do dzieła.
   Przygotowujemy:
- 50g orzechów laskowych
- 70g herbatników
- po tabliczce białej, czarnej i mlecznej czekolady
- śmietanę

    Orzechy musimy chwile potraktować gorącem (w piekarniku lub na patelni), żeby lepiej się siekało, poza tym łupiny wtedy odejdą łatwiej. herbatniki i orzechy siekamy bardzo drobno.






   W rondelku zagotowujemy wodę, stawiamy metalową miskę tak, by nie dotykała wody i doprowadzamy mleczną czekoladę do roztopienia. Należy pamiętać, że miesza się cały czas, bo czekolada szybko się przypala. Nie wolno też czekać, aż cała stopnieje, tylko zdejmujemy ją zawczasu. Dodajemy 2 łyżki śmietany i te herbatniki i orzechy. Można także dodać niewielką ilość jakiegoś alkoholu albo trochę aromatu arakowego. Wszystko ubijamy i miażdżymy pałką, żeby było możliwie jak najgładsze.

   Ową masę ostawiamy na ok pół godziny do lodówki, by stwardniała, ale nie może całkowicie zastygnąć. Następnie formujemy ręcznie kuleczki. Powinno ich wyjść ok. ośmiu do do dziesięciu. Odkładamy na talerzyk i do lodóweczki na 10-15 minut.
   Białą czekoladę roztapiamy tak jak poprzednio mleczną. Za pomocą patyczka lub wykałaczki obtaczamy część kulek w białej czekoladzie.


   Pozostałą część obtaczamy w startej, czarnej czekoladzie. Aby ją dobrze zetrzeć należy ją najpierw przymrozić kilkanaście minut, a gdy przystępujemy do tarcia, pamiętamy, iż nie należy bezpośrednio dotykać czekolady ręką. Najlepiej trzymać przez jakiś papierek np. ten oryginalny od czekolady.
   Tak oto przyrządzone rafaelki można podawać do kawy czy herbaty. Bardzo polecam do kawki w jesienne długie wieczory.
   Smacznego.

Moja ulubiona

   Nie, nie chodzi o moją ulubioną aktorkę czy piosenkarkę, choć przyznaję, że na ten temat też bym się rozpisał, ale to innym razem. Podaję tutaj przepis na uznaną i odznaczoną przeze mnie zupę... pomidorową... Prosta zupa do zrobienia, można powiedzieć - najprostsza, jednakże znam ludzi, którzy nie mają jakiegokolwiek pojęcia o jej przyrządzaniu. Od najmłodszych lat ją lubiłem. W końcu nastał czas, kiedy to młody Mikołaj stawał przed samodzielnym zadaniem gotowania obiadków i wtedy wiedza od mamy przełożyła się na praktykę. Ok, ale to nie kącik sentymentalny, tylko poważny blog o poważnych rzeczach, więc przejdźmy do rzeczy.
   Jakich rzeczy użyjemy:
- jakieś części kury (udka, skrzydełka, kadłub, szyjka, zależy ile chcemy jej ugotować np. na 3l wody wystarczą dwa udka), dobrze jest też dorzucić jakiś kawałek wołowiny z kością, ale nie jest to obowiązkowe
- włoszczyzna (na te umowne 3l - 2 średnie marchewki, mała pietruszka, średni seler, średnia pora i świeża natka pietruszki)
- cebula
- 3 ząbki czosnku
- koncentrat pomidorowy (ilość jest względna, później to wyjaśnię)
- śmietana 30%
- mąka
- przyprawy: sól, pieprz czarny w ziarenkach (dosłownie kilka sztuk), pieprz mielony czarny, majeranek, listek laurowy, kostka rosołowa

   Przejdźmy do działania. Obieramy marchewki, pietruszki, cebulę i seler. Łupiny idą w śmietnik, żeby nie było niedomównień. Kura zostaje opłukana, aby resztki krwi i inne nieczystości zostały usunięte. Pora - odkrawamy korzeń, trzon i liście po opłukaniu kroimy na duże kawałki, bo i tak pójdą później do wyrzutu, więc nie ma co się szczypać. Wszystko to razem z natką, pieprzem w kulkach, liściem i czosnkiem wrzucamy w garnek i czekamy, aż się ugotuje. Kiedy mięso i warzywa są miękkie, wyjmujemy je. Pietruszka, cebula i seler już nam się nie przydadzą. Natka pietruszki i pora idą od razu do śmieci (dla hardcore'ow za okno) - po co komu wygotowane liście?.
   Marchew kroimy w talary albo kostkę, jak komu się podoba. Mięso zostawiamy gdzieś do ostygnięcia, potem (zależy kto jakim jest twardzielem i czy go będzie parzyło) je pokroimy w kawałeczki.
   Teraz do wywaru dorzucamy kostkę rosołową i koncentrat, a że jest to materiał dla początkujących, każdy sam sprawdza ile mu tego koncentratu odpowiada. Lepsza zupa wychodzi ze świeżych pomidorów. Należy obrać je ze skórki, wyciąć szypułkę (to z czego wyrastają listki) pokroić drobno i podsmażyć na patelni z masełkiem przykrywając pokrywką. Potem bierzemy te smażone pomidory i przecieramy przez drobne sitko. Proponuję ok 1kg pomidorów na 1,5l wody (wiem, że dużo, ale zawsze można połączyć obydwie metody).
   Teraz już prawie mamy gotową zupę. Doprawiamy pieprzem i solą, dorzucamy majeranku, ale tylko odrobinę, bo cała praca pójdzie na marne. Do szklanki wlewamy zupy do połowy i w tej szklance rozpuszczamy łyżkę stołową śmietany. Całość wlewamy z powrotem do zupy. Bez tej czynności śmietana po prostu się zważy. Dodajemy te kawałki mięsa i marchewek. Do szklanki wlewamy wody i wsypujemy mąki. Mieszamy, aż powstanie rzadka zawiesina i powoli wlewamy do zupy ciągle mieszając.
   I oto gotowe.

poniedziałek, 24 października 2011

Polepiony ryż lub makaron?

   Nie wiesz dlaczego nie wychodzi Ci sypki ryż albo czemu makaron zamienia się na durszlaku w jedną kluchę? Wystarczy, że zastosujesz się do poniższych wskazówek.
   Ryż - kiedy dochodzi, jest sypki i nienapuchnięty, ale wystarczy przytrzymać go 3 minuty za długo i zacznie wytwarzać kleik, który będzie go zlepiał. To jeszcze nie wszystko. Proponuję zrezygnować z ryżu w torebkach i zacząć stosować taki sypany. Po prostu w torbie on będzie puchł jeszcze po ugotowaniu z przyczyny, że będzie wchłaniał wodę, bo jeszcze paruje, a druga kwestia jest taka, iż nie ma on tam przestrzeni więc się gniecie i przez to skleja. Zanim przystąpimy do gotowania ryżu dobrze wysypać pożądaną ilość do jakiegoś garnka i polać go olejem/oliwą tak żeby można było go dokładnie obtoczyć, ale bez przesady - on nie ma tam pływać. Następnie podgrzewamy go nieco mieszając co jakiś czas. Dopiero teraz możemy wrzucić go do wrzątku. Pamiętaj, by po odcedzeniu opłukać go zimną wodą.
   Makaron - tutaj jest podobnie. Zanim wsypiemy go do wrzątku dobrze jest wlać kilka łyżek oliwy do wody. Gotujemy go al dente to znaczy, że ma być ugotowany ale nie rozmiękły. Makaron ma to do siebie, że pod wpływem zbyt długiego trzymania w wodzie zaczyna wytrącać skrobię, który zlepia poszczególne kluseczki. Tak jak ryż płuczemy go zimną wodą, dzięki czemu zahartuje się. Po kilku minutach proponuję powtórzyć płukanie.
   Oto cały sekret. Życzę udanego gotowania.

PS Mam nadzieję, że nikomu nie muszę przypominać o soleniu wody przed gotowaniem ryżu czy makaronu.

Kurczak w cieście

   Więc podzielę się teraz moim sposobem na kurczaka w cieście czyli tak zwane maczugi. Nie wymaga to dużego wysiłku z naszej strony, ale może okazać się trochę czasochłonne.
   Jedyne składniki jakie są nam potrzebne to: pierś z kurczaka, mąka, jajko, śmietanka 12% (taka, jak do kawy, nie ta gęsta) oraz sól.
   Tradycyjnie mięso kroimy w paski, do jakiegoś wysokiego naczynka wlewamy ok. 100ml śmietany, dodajemy jajko i sól, a następnie roztrzepujemy wszystko powoli dodając mąkę. Ciasto musi się lać, ale nie może być rzadkie. Jeśli będzie zbyt gęste, to nie dosmaży nam się kurczak albo, co gorsze nie będzie dało się go nawet zanurzyć (a przecież nie smażymy tu pączków z nadzieniem drobiowym...), jeśli zaś będzie płynne, będzie się przypalać bądź spłynie z mięsa i narobi syfu podczas smażenia - wiesz, smażysz sobie kurczaczki a tu przykleja Ci się pełno jakich skwarków - toż to nieapetyczne. Reasumując bierzemy łyżkę i sprawdzamy ciasto - ma być lejące się i gęste, konsystencja podobna do śmietany.
   Następnym krokiem będzie smażenie. Do garnka wlewamy sporo oleju, tak aby nasze kawałki mogły się spokojnie zanurzyć. Jeśli na olej wylejemy kroplę wody, powinna ona gwałtownie wrzeć i wydawać dziki syk, wtedy wiadomo, że temperatura jest odpowiednia. Więc zanurzamy te kawałki mięsa w cieście i przechodzimy do smażenia.
   Po czym poznać, że już się usmażyły? Mają złotobrązowy kolor, a jeśli nie ma pewności, wystarczy wyjąć największy kawałek i przekroić, wtedy wszystko się okaże.
   Nie jest to całe danie co prawda, ale zamieszczam tu ten przepis, gdyż jest ciekawy i prosty. Można te maczugi podawać z ryżem po azjatycku, albo jeść same z sosem, na przykład zamiast popcornu oglądając telewizję. Nie ma tu dodatkowych przypraw ani nic podobnego. Smak nadaje kurczak i ciasto. Polecam wszystkim eksperymentatorom.

Czym zaskoczyć, jeśli nie umiesz nic?

   Otóż mam pewną propozycję na obiad dla osób niemających dużego pojęcia o kulinariach. Chcesz zabłysnąć albo pokazać się z nieznanej strony? A może zaprosiłeś kogoś do domu i chcesz, by nie wyszedł od Ciebie z pustym żołądkiem? Nie jest to jakiś karkołomny wyczyn, ale jeśli w twoim kręgu znajomych uchodzisz za osobę, która jest na bakier z gotowaniem, oto przepis dla Ciebie.
    Pierś z kurczaka w sosie pieczarkowym z frytkami i surówką. Nie polecam tego jako posiłek z dziewczyną/chłopakiem, ale jest to coś, co każdy jest w stanie przyrządzić i do tego niezbyt czasochłonne (ok. 1h o ile nie musisz jeszcze iść do spożywczego za rogiem). Odradzam również serwowanie tego dania w godzinach wieczorowych.
   Czego nam potrzeba? Dla dwóch osób:
- 1 kg ziemniaków (dla niektórych może to się wydać dużo, ale wyjaśnię wszystko w swoim czasie, ponadto można użyć gotowych, kupnych frytek)
- 1 filet z kurczaka
- mąka
- 1 duża cebula
- 30 dag pieczarek
- 1 marchew
- 1 słodkie jabłko
- przyprawy: pieprz, sól, papryka słodka, kostka rosołowa, koperek, vegeta

   Zaczynajmy. Najpierw płuczemy i siekamy pieczarki, obieramy ziemniaki, jabłko, marchew i cebulę - od razu wszystko, żeby później sprawnie poszło. Jak wygląda frytka każdy wie, więc daruję sobie złote porady odnośnie krojenia ziemniaków, pamiętamy tylko, żeby były wszystkie podobnej grubości. W przeciwnym wypadku te cieńsze mogą się powysuszać lub przypalić, gdy grube będą jeszcze surowawe. Wrzucamy na patelnię na głęboki tłuszcz (chyba że posiadamy frytkownicę, ja na przykład nie mam, wtedy moglibyśmy później zacząć smażyć. Wyjdzie to nam na ok. 2-3 smażenia.)
   Do rondelka wlewamy nieco oliwy lub oleju i grzejemy. Spod spodu fileta usuwamy mięsień długi - kroimy go na drobne kawałki i odstawiamy. Filet kroimy wzdłuż tak, żeby wyszły nam dwa równe płaty tzn. dwa szerokie i cienkie kawałki. Obtaczamy je w mące niezbyt obficie i smażymy w rondelku, aż do gotowości (żeby sprawdzić, czy się usmażyło proponuję w najgrubszym miejscu płata naciąć go na wylot, jeśli mięso wszędzie zbielało, oznacza to, że jest gotowy). Wyciągamy mięso z rondla i wrzucamy drobno posiekaną cebulę, gdy ta się zeszkli dosypujemy trochę soli, co spowoduje jej szybsze smażenie (ale od tej pory trzeba pilnować i często mieszać!!!). Oczywiście w międzyczasie pamiętamy o frytkach... Kiedy cebula nabierze miedzianego koloru wrzucamy te kawałki kurczaka, które wcześniej oddzieliliśmy od fileta oraz pieczarki i wsypujemy łyżeczkę papryki słodkiej, zakrywamy rondelek pokrywką i mieszamy co jakiś czas. Kiedy wszystko nam się już ładnie podsmaży, dolewamy półtorej szklanki wody (takiej 200ml, nie tej od browara) i wrzucamy kostkę rosołową.
   Teraz jest odpowiedni moment aby zetrzeć jabłko i marchew na tarce z drobnymi dziurkami i wymieszanie tego, proste? Jeśli jest lekko kwaśne można dosypać nieco cukru na wyczucie, oby był tylko drobny (a jeszcze lepiej puder), żeby lepiej się rozpuścił.
   Usmażone frytki wrzucamy do miski i tworzymy mieszankę z vegety, papryki i koperku (trochę koperku, trochę papryki i trochę więcej vegety, mniej więcej proporcje: 1 - 0,5 - 1,5), posypujemy naszym miksem i mieszamy.
   Do sosu ponownie wrzucamy naszego kurczaka, dosypujemy pieprzu i soli podług uznania, czekamy aż zgęstnieje i możemy podawać.

PS Z tym kilogramem ziemniaków chodzi o to, że je obieramy, a potem podczas smażenia wyparowuje z nich część wody więc z kilograma wychodzi ok 600-700g frytek.